Nie każdy lęk wygląda tak, jak sobie to wyobrażamy. Dla wielu osób słowo „lęk” przywodzi na myśl sceny z filmów: szybki oddech, drżenie rąk, panikę. Tymczasem w codziennym życiu lęk częściej pojawia się po cichu – ukryty za bólem głowy, trudnościami z zaśnięciem, ciągłym napięciem w ciele albo natrętną potrzebą, aby wszystko mieć pod kontrolą.
Zdarza się, że pacjent w gabinecie mówi: „Ja się nie boję. Ja tylko nie mogę przestać o tym myśleć. W nocy budzę się i analizuję, co mogło pójść nie tak. Mam wszystko zaplanowane, ale i tak czuję się, jakbym coś przeoczył.” To może być lęk – tylko że nieuświadomiony, rozproszony na wiele objawów.
Współczesny lęk nie zawsze daje wyraźne znaki. Zamiast tego wślizguje się w codzienność – w ciągły pośpiech, perfekcjonizm, napięte mięśnie karku, irytację na bliskich. Czasem pierwszą osobą, która go rozpoznaje, nie jest psychoterapeuta, ale lekarz rodzinny. Bo to do niego trafia pacjent, który mówi: „wszystko mnie boli”, „ciągle jestem zmęczona”, „nie potrafię się wyłączyć” – i dodaje: „może to nerwy”.
To właśnie wtedy warto zatrzymać się. Lęk, który nie nosi swojej nazwy, potrafi działać w cieniu. Ale kiedy zostaje zauważony, może stać się początkiem zmiany. Nie od razu w psychoterapii – czasem początkiem zmiany jest rozmowa, uważność, pytania: „co tak naprawdę czuję?” i „czy to nie lęk, tylko dobrze zakamuflowany?”.
Czasem najtrudniejsze do zauważenia są te uczucia, które działają w ciszy
Więcej o lęku: https://donatakurpas.pl/lek/
Lęk rzadko mówi o sobie wprost. Częściej przybiera formy, które na pierwszy rzut oka wyglądają zupełnie „normalnie”. Niekiedy wręcz są społecznie pożądane. Bo kto nie chce być dobrze zorganizowany, odpowiedzialny, dokładny? Problem zaczyna się wtedy, gdy te cechy przestają być wyborem, a stają się przymusem. Gdy nie umiemy przestać – nawet wtedy, gdy ciało i psychika dają sygnał, że mamy dość.
Zamiast uczucia „boję się” pojawia się niepokój bez nazwy. Trudny do uchwycenia, ale obecny cały czas – w decyzjach, relacjach, sposobie funkcjonowania. To lęk, który zaszywa się w rutynie, w codziennych nawykach. Często jest niezauważany, aż do momentu, w którym coś w nas zaczyna się buntować – ciało, emocje albo relacje.
Poniżej przyglądamy się czterem częstym sposobom, w jakie lęk potrafi się ukrywać – pod postacią nadmiernego starania, działania i kontroli.
„Jeśli zrobię wszystko idealnie, nikt mnie nie skrytykuje. Jeśli wszystko będzie dopięte, nic złego się nie wydarzy.” Brzmi znajomo? Perfekcjonizm często nie jest kwestią ambicji, ale mechanizmem obronnym. Lęk przed porażką, odrzuceniem, błędem – jest tak silny, że prowadzi do nieustannego napięcia. Zamiast radości z osiągnięć pojawia się zmęczenie i poczucie winy, że „mogłam to zrobić lepiej”.
Lęk bywa bardzo dobrym pracownikiem. Wstaje wcześnie, nie odpuszcza, bierze nadgodziny. Pracoholizm często nie wynika z pasji, lecz z potrzeby kontroli i unikania pustki. Gdy coś się dzieje, czujemy się bezpieczniej. Gdy nic się nie dzieje – pojawia się napięcie. W pracy można się ukryć przed emocjami, które są zbyt trudne lub zbyt nieokreślone. Praca staje się wtedy zbroją – ale też więzieniem.
Nie każdy, kto potrzebuje kontroli, chce rządzić innymi. Czasem kontrola to jedyny sposób, aby poczuć się bezpiecznie. Gdy niepewność wywołuje lęk, staramy się jej unikać: planując, przewidując, zabezpieczając się na wszelkie możliwe sposoby. Problem w tym, że życie rzadko daje się tak zaprogramować. A im bardziej próbujemy trzymać wszystko w ryzach, tym silniejsze bywa napięcie, gdy coś pójdzie inaczej niż chcieliśmy.
„Nie umiem usiąść i nic nie robić.” „Jak tylko mam chwilę wolnego, zaczynam się rozglądać za czymś do zrobienia.” To bardzo częsty sygnał ukrytego lęku. W spokoju pojawia się niepokój. Gdy nic nie robimy – nie możemy odwrócić uwagi od tego, co w nas. Ciało nie umie się wyciszyć, umysł nie przestaje pracować. Odpoczynek staje się czymś obcym, a próba relaksu – źródłem napięcia. W takich sytuacjach warto zadać sobie pytanie: „czego właściwie boję się, gdy próbuję zatrzymać się na chwilę?”. Odpowiedź może być pierwszym krokiem do zmiany.
Kiedy działanie staje się ucieczką, warto zapytać: „Przed czym tak naprawdę uciekamy?”
O diagnozie i terapii zaburzeń lękowych: https://donatakurpas.pl/diagnoza-i-terapia-lekow/
Ciało często mówi jako pierwsze. Nawet wówczas, gdy umysł jeszcze nie dopuszcza, że coś jest „nie tak”. To właśnie ciało daje takie sygnały lęku jak: napięcie, ból, ucisk, duszność. Idziemy do lekarza – i słyszymy, że badania są w normie. A jednak dolegliwości utrudniają codzienność.
Lęk nie zawsze objawia się jako myśl „boję się”. Często przychodzi jako uczucie w ciele. Fizyczne, rzeczywiste, ale bez jednoznacznej przyczyny medycznej. I choć może to frustrować, nie znaczy, że objawy są wymyślone. Wręcz przeciwnie – to autentyczne doświadczenie, które domaga się uwagi.
Jednym z najczęstszych sygnałów lęku w ciele jest napięcie – szczególnie w obrębie karku, ramion i szczęki. Pacjenci opisują to jako „noszenie ciężaru na barkach”, „twardą szyję”, „ból jakby od siedzenia pod napięciem”. Czasem do tego dochodzi zgrzytanie zębami w nocy albo szczękościsk. To nie są przypadkowe dolegliwości – to efekt utrzymującego się napięcia w układzie nerwowym, które nie znajduje ujścia. Lęk, który kumuluje się w ciele jako napięcie, najpierw potrzebuje zostać zauważony – dopiero wtedy może pojawić się ulga.
Układ pokarmowy i oddechowy to kolejne miejsca, w których lęk lubi się osiedlać. Wzdęcia, biegunki, nudności – bez jasnej przyczyny. Uczucie ucisku w żołądku „jakby kamień”, albo trudność z głębokim oddechem – mimo że płuca są zdrowe. Zdarza się także kołatanie serca, uczucie „skoków” lub nagłego ścisku w klatce piersiowej, które budzi w nocy. Często te objawy wywołują wtórny lęk: „czy coś mi nie grozi?”. I choć zawsze warto wykluczyć przyczyny somatyczne, warto też pamiętać, że lęk potrafi imitować wiele chorób – bardzo przekonująco.
Wielu pacjentów trafia do psychoterapii po długiej drodze – przez gabinety gastrologów, neurologów, kardiologów. Stwierdzają oni: „wszystko jest w normie”. Ale pacjent nie czuje się „normalnie”. I tu pojawia się zwątpienie: „czy to znaczy, że wymyślam?”, „czy coś jest ze mną nie tak?”. Nie – to oznacza, że ciało mówi językiem, którego trzeba nauczyć się słuchać inaczej. Lęk może nie zostawiać śladu w rezonansie magnetycznym ani na EKG, ale może zapisać się w sposobie, w jaki oddychamy, chodzimy, trawimy, śpimy. Nie oznacza to, że dolegliwości są „psychiczne” w sensie „urojone”. One są prawdziwe – tylko mają inne źródło.
Słowa „to tylko stres” potrafią ranić – bo brzmią jak lekceważenie. Jakby cały ból, cały trud, całe cierpienie było czymś błahym. Tymczasem stres – a szczególnie przewlekły lęk – to potężna siła oddziałująca na ciało. Może prowadzić do wyczerpania, bezsenności, zmian ciśnienia, a nawet dolegliwości przypominających choroby autoimmunologiczne. Kiedy mówimy: „to stres”, nie powinno to brzmieć jak zbycie, ale jak zaproszenie do zatrzymania się i przyjrzenia, co naprawdę nas obciąża. Psychoterapia nie zastępuje diagnostyki somatycznej, ale może pomóc odnaleźć przyczynę, której nie pokażą żadne badania laboratoryjne.
Ciało bywa mądrzejsze od słów – i jako pierwsze domaga się, aby coś wreszcie zostało usłyszane
Więcej o zaburzeniach psychosomatycznych: https://donatakurpas.pl/zaburzenia-psychosomatyczne/
Nie każdy lęk przeżywamy świadomie. Czasem, gdy emocje są zbyt silne, niechciane lub trudne do nazwania, uruchamiamy strategie, które pozwalają je „zamrozić”. To nie jest wybór, ale mechanizm obronny, który powstaje po to, żebyśmy mogli przetrwać. Problem pojawia się wtedy, gdy te mechanizmy zaczynają rządzić naszym życiem – oddzielając nas nie tylko od lęku, ale i od siebie samych.
Zamrożone emocje nie znikają. Przeciwnie – potrafią wpływać na nasze decyzje, relacje, sposób odczuwania siebie i świata. Przejawiają się w formie intelektualizacji, braku kontaktu z ciałem czy nieadekwatnych reakcji emocjonalnych. Poniżej przyglądamy się trzem takim mechanizmom, które często towarzyszą ukrytemu lękowi.
Osoby, które dobrze czują się w świecie logicznych analiz i faktów, często nie zauważają, że ich lęk ukrywa się właśnie tam – w „rozumieniu wszystkiego”. W psychoterapii spotyka się pacjentów, którzy potrafią z precyzją opisać swoje problemy, ale nie są w stanie ich poczuć. To, co miało być sposobem na poradzenie sobie, staje się przeszkodą w kontakcie z emocjami. Racjonalizacja działa jak filtr: nie dopuszcza do nas tego, co może być bolesne – ale także tego, co prawdziwe. Lęk pozostaje w tle – nienazwany, ale obecny.
„Nic nie czuję.” „Nie wiem, co się ze mną dzieje.” Takie zdania często pojawiają się u osób, które przez lata funkcjonowały w trybie przetrwania. Oddzielenie od emocji to sposób na poradzenie sobie z czymś, co kiedyś było zbyt trudne. Ale odcięcie się od emocji często oznacza utratę kontaktu z ciałem. Nie zauważamy napięcia, nie rejestrujemy zmęczenia, ignorujemy sygnały ostrzegawcze. To swoiste znieczulenie emocjonalne może chronić – ale również uniemożliwia prawdziwą zmianę. Lęk wtedy nie znika, lecz przenosi się do ciała, reakcji, zachowań.
Zamrożony lęk rzadko milczy. Często ujawnia się „bocznym torem” – jako drażliwość, wybuchy złości, impulsywność. Osoba, która doświadcza takiego napięcia, może mieć wrażenie, że wszystko ją irytuje, że nie panuje nad sobą. Ale pod tym zwykle kryje się coś znacznie delikatniejszego – lęk przed byciem zależnym, odrzuconym, ocenionym. Nadmierna kontrola – nad sobą, nad innymi – to też często zasłona. Lepiej być „ostrą” niż bezbronną. Lepiej mówić „nie potrzebuję niczyjej pomocy” niż przyznać się do bezradności. Psychoterapia pozwala stopniowo zdejmować te warstwy obronne i docierać do pierwotnych uczuć – takich, z którymi można zacząć świadomie pracować i budować sposoby radzenia sobie, które wspierają, a nie ranią codzienne życie.
Oddalenie od emocji chroni, ale też oddziela nas od samych siebie
Więcej o emocjach: https://donatakurpas.pl/po-co-sa-emocje/
W powszechnym wyobrażeniu lęk kojarzy się najczęściej z gwałtownym atakiem paniki: trudnością w oddychaniu, kołataniem serca, uczuciem zagrożenia. Tymczasem wiele osób cierpiących na zaburzenia lękowe nigdy nie doświadcza takich objawów. Ich lęk jest cichy, przewlekły, rozciągnięty w czasie – i przez to często bagatelizowany, zarówno przez otoczenie, jak i przez samych pacjentów.
Niepokój, który nie ma konkretnej formy, może być bardzo męczący. Nie daje się „złapać” ani opisać, ale towarzyszy niemal każdej czynności. Często osoby cierpiące na tego typu zaburzenia długo nie szukają pomocy – bo nie mają poczucia, że „coś się z nimi dzieje”. Z czasem jednak napięcie, wycofanie i unikanie różnych sytuacji zaczynają ograniczać codzienne funkcjonowanie.
Poniżej to trzy formy lęku, które mogą występować bez typowych napadów paniki – a mimo to znacząco wpływają na jakość życia.
To lęk, który nie ma jednego źródła. Osoby z zespołem lęku uogólnionego często mówią: „ciągle się czymś martwię, choć nie wiem do końca czym”. Martwią się o zdrowie swoje i bliskich, o przyszłość, o pracę, o drobiazgi dnia codziennego. To zamartwianie się nie przynosi ulgi, wręcz przeciwnie – nakręca spiralę napięcia. Ciało również to odczuwa: bóle brzucha, zmęczenie, problemy z koncentracją, zaburzenia snu. Życie w takim stanie przypomina niekończący się tryb „czuwania” – jakby cały czas czekało się na coś złego. Dzięki psychoterapii można zrozumieć, co napędza to nieustanne napięcie – i krok po kroku uczyć się, jak odpuszczać.
Nie każdy, kto unika kontaktów społecznych, to introwertyk. Czasem za „nieśmiałością” kryje się głęboki lęk przed oceną. Osoby z lękiem społecznym często bardzo dokładnie analizują, co powiedziały, jak się zachowały, jak zostały odebrane. Po spotkaniach czują się wyczerpane psychicznie – nie dlatego, że nie lubią ludzi, ale dlatego, że każdy kontakt i bycie w relacji wiąże się z ogromnym wysiłkiem emocjonalnym. Zdarza się, że za uprzejmością kryje się lęk – dlatego rezygnują z własnych potrzeb, aby nie dopuścić do napięcia, trudnych emocji czy choćby chwilowego dyskomfortu w relacji. Taki lęk może prowadzić do wycofania, trudności w pracy, w związkach. W psychoterapii uczymy się rozpoznawać ten wzorzec i stopniowo budować kontakt z innymi bez lęku przed byciem „niewystarczającym”.
Fobie często kojarzą się z lękiem przed pająkami, lataniem czy zamkniętymi przestrzeniami. Ale bywają też mniej oczywiste – jak lęk przed zadławieniem, przed jazdą autostradą, przed zemdleniem w tłumie. Czasem dotyczą konkretnych sytuacji codziennych – jak korzystanie z toalety poza domem, rozmowy telefonicznej czy korzystania z windy. Osoba z taką fobią najczęściej unika tego, co wywołuje niepokój, a życie zaczyna organizować wokół omijania „pułapek”. Mimo że nie dochodzi do ataków paniki, napięcie towarzyszące tym sytuacjom może być przytłaczające. Psychoterapia pomaga zrozumieć źródło lęku i uczy, jak krok po kroku wracać do życia z większą lekkością i wewnętrzną wolnością.
Lęk nie musi być spektakularny, aby był realny i obciążający
Lęk nie zawsze daje się rozpoznać od razu. Czasem objawia się jako bezsenność, napięcie w ciele, nadmiar obowiązków albo przewlekłe zmęczenie psychiczne. Często dopiero z czasem pojawia się pytanie: „czy to, co przeżywam, to może być lęk?”. W psychoterapii nie chodzi o to, aby od razu znać odpowiedź – ale o to, aby znaleźć przestrzeń, w której można bezpiecznie jej poszukać.
Pierwsze spotkanie z terapeutą to nie test ani egzamin. To moment, w którym można po raz pierwszy wypowiedzieć na głos to, co do tej pory było tylko myślą, napięciem, przeczuciem. Wiele osób mówi na początku: „nie wiem, od czego zacząć” albo „może to głupie, ale…”. A jednak już samo to, że zaczynają mówić, jest istotnym krokiem. Terapeuta nie szuka „problemu do rozwiązania” – słucha, pomaga porządkować myśli, zadaje pytania, które zostają z nami na długo. Dla wielu pacjentów to właśnie pierwsza rozmowa daje ulgę – nie dlatego, że cokolwiek rozwiązuje się, ale dlatego, że po raz pierwszy ktoś towarzyszy w trudnościach z uważnością i bez oceniania.
Lęk ukryty działa często poprzez zachowania, które wydają się nam „normalne”: perfekcjonizm, potrzeba kontroli, bycie zawsze „miłym” lub racjonalnym. W psychoterapii nie chodzi o to, aby te jakości zlikwidować – ale aby zrozumieć, po co są. Czasem perfekcjonizm to sposób na radzenie sobie z lękiem przed porażką, a kontrola to strategia przetrwania w świecie, który kiedyś był zbyt chaotyczny lub nieprzewidywalny. Rozpoznanie tych mechanizmów to nie krytyka – to szansa, aby zauważyć, co już nam nie służy, a co warto zachować. Terapeuta pomaga spojrzeć na te wzorce nie z perspektywy „co ze mną nie tak?”, ale „przed czym próbowałam się chronić?”.
W terapii objaw nie jest wrogiem – jest sygnałem. Ból głowy, bezsenność, zaciśnięta szczęka, trudność w relacjach – to wszystko może być drogowskazem. Zamiast „zwalczać” objawy, terapeuta zaprasza, aby przyjrzeć się im z ciekawością. Co ciało chce powiedzieć? Co zostało pominięte, zepchnięte, przeoczone? Za objawem często stoi niewyrażona emocja, zamrożone doświadczenie, lęk. Praca terapeutyczna pozwala stopniowo dotrzeć do tych warstw – z szacunkiem dla indywidualnej dynamiki wewnętrznej pacjenta.
Czasem dopiero po wielu spotkaniach pojawia się zdanie: „chyba zaczynam rozumieć, co tak naprawdę mnie boli”. To moment przełomowy – bo kiedy lęk przestaje być nieznanym cieniem, staje się czymś, z czym można pracować. A wtedy pojawia się miejsce na ulgę, wybór, zmianę. Nie od razu – ale prawdziwie i trwale.
Zmiana zaczyna się wtedy, gdy przestajemy walczyć z objawem i zaczynamy go rozumieć
Więcej o psychoterapii: https://donatakurpas.pl/mity-na-temat-psychoterapii-psychodynamicznej-co-warto-wiedziec/
Czasem lęk nie przychodzi w postaci ataku paniki czy paraliżującego strachu. Zamiast tego wślizguje się do codzienności – jako ciągłe napięcie w ciele, niepokój o przyszłość, trudność z odpoczynkiem, potrzeba kontrolowania wszystkiego. Bywa ukryty w perfekcjonizmie, nadodpowiedzialności, uprzejmości, która przekracza nasze własne granice. Ten niewidoczny lęk potrafi wpływać na decyzje, relacje, zdrowie – bardziej, niż chcielibyśmy przyznać.
Wielu pacjentów nie szuka pomocy, bo nie widzi „prawdziwego” powodu. Myślą: „to tylko zmęczenie”, „każdy tak ma”, „muszę po prostu bardziej się postarać”. I dopiero gdy ciało zaczyna protestować, pojawiają się objawy bez przyczyny medycznej – zatrzymują się. Czasem dopiero wtedy pytają: „czy to możliwe, że to lęk?”.
Tak – możliwe. I bardzo ludzkie.
Psychoterapia nie polega na natychmiastowym „rozwiązaniu problemu”. To raczej proces, w którym można nauczyć się słuchać siebie – nie przez filtr oczekiwań i schematów, ale z uważnością i ciekawością. Bo lęk, choć niewygodny, zawsze o czymś mówi. O potrzebach, granicach, doświadczeniach, które były zbyt trudne, aby je pomieścić – ale teraz już można się nimi zająć.
Usłyszenie lęku to nie znak słabości. To akt odwagi i często pierwszy krok ku zmianie, która zaczyna się w ciszy – od prostego pytania: „Co tak naprawdę czuję?”
Im uważniej słuchamy siebie, tym mniej musimy krzyczeć przez ciało i napięcie
Najczęstsze pytania przed psychoterapią: https://donatakurpas.pl/najczestsze-pytania/